czwartek, 13 grudnia 2007

Kryzys, Kryzysu, Kryzysem

Jakieś dwa lata temu angielski związek kierowców zapowiadał falę protestów jeśli cena galonu benzyny/ropy/Masaj przekroczy 90 pensów. Rząd uległ, zmniejszył taki czy inny podatek, nie przekroczyła. A potem był Irak, jednocześnie Chiny potrzebują więcej i więcej i więcej ropy. Stoi powyżej funta. I co? I nic. Stać nas. W tym jest problem, niestety - że nas stać. Szkoda, że nas stać. Gazety trąbią o nadciągającym kryzysie, ale ten jakoś nie chce się zmaterializować i zagrożenie idzie raczej z rynku własności, niż z rynku energetycznego. Szkoda. Dlaczego szkoda?

Otóż technologie niezbędne do zastąpienia ropy w transporcie i energetyce już istnieją i są dopracowane. Silniki wodorowe, metody bezpiecznego składowania wodoru, ogniwa paliwowe, nawet metody pozyskiwania wodoru z wody przy użyciu energii słonecznej, w cyklu niemal bezludnym. Moglibyśmy przejść na te technologie w ciągu dekady, ale tkwimy w zaklętym kręgu. Nikt nie wypuści samochodu wodorowego, kiedy nie ma go gdzie zatankować. Nikt nie wybuduje łańcucha stacji wodorowych, kiedy nie ma klientów. I siedzimy sobie dalej na ropie. Potrzebny jest silny impuls, szok paliwowy. Pozbędziemy się ropy najpierw z transportu i energetyki, potem z tworzyw sztucznych (prototypowe technologie bioplastików już istnieją). A wówczas... astalavista, Arabusy. Wszystkie barbarzyńskie średniowieczne państweka Bliskiego Wschodu przestaną nam być potrzebne, w jednej niemal chwili. I niech się tam zabijają, niech się mordują, kamienują, odrąbują sobie ręce, wysadzają się wzajemnie i gazują, skoro takie ich hobby i skoro tego chce od nich Allah. Nas to już nie będzie ani dotyczyć, ani obchodzić. Dlatego żałuję, że ten kryzys paliwowy nie chce się zmaterializować.

Brak komentarzy: