wtorek, 2 stycznia 2007

Czy jesteś nowoczesny - psychozabawa

Ja też, po zaleczeniu noworocznych chorób, przeglądam zaległe prognozy na bieżący rok. PlusMinus, kulturowy dodatek do Rzeczpospolitej z „przełomowego” weekendu, serwuje ich kilka, w tym wywiad z Georgem Weigelem. Jako zawodowy antropolog, zainteresowałem się szczególnie nim oraz analizą Łukasza Fołtyna, twórcy Gadu-Gadu.

Weigel promuje swoje przesłanie tak: biały świat bez wiary popadnie w agonię, z niej wprost w niebyt. Ludzie na naszych kontynentach (Europa i Ameryka Północna: jakoś nikt nie przejmuje się Australią, która być może ma nawet jakieś swoje problemy) mają alternatywę: być chrześcijanami albo przyjąć zakład Pascala; w każdym razie żyć tak, jak gdyby Bóg istniał. W przeciwnym razie przykładają rękę do zabójstwa Kultury, czyli kultury o pniu europejskim.
Podoba mi się ta teza i nie będę z nią polemizował. Przeciwnie, chciałbym mieć z niej szybkie hasło, do prowokacyjnych okrzyków na lewackich imprezach studenckich. Do tej pory w jego miejsce używałem postulatu eksterminacji Francuzów. „Jak będę duży – mówiłem – zbuduję duuuuuuży samolot.” Kiedy już wszyscy dostatecznie ucieszyli się moją infantylną postawą, dodawałem: „tak duuuuży, żeby zbombardować nalotem dywanowym cały Bliski Wschód, Afrykę i Francję w drodze powrotnej.” Prawda jest taka, że gdybym miał pewność, że eksterminacja sił lewackich w Europie da zadowalający skutek, zacząłbym już teraz.
Niestety, pewności tej nie mam – bo problem Europy to nie do końca problem gay pride czy ministry Środy w Sztokholmie. To także problem wyższej klasy średniej – ludzi wykształconych, inteligentnych, ale nie pracujących w opniotwórczych megafonach – którzy konsekwentnie akceptują klisze z tych ostatnich. Bo „unia albo Białoruś”, bo „ksiądz jeździ mercedesem”, bo „demokracja jest najgorszym z możliwych systemów, ale najlepszym z istniejących”.
Nie wiem, jak to wygląda na zachodzie, ale przebudzenie Polski zależy właśnie od wychowania krytycznej klasy średniej. Takiej, która nie będzie jednocześnie postulowała skazania Pinocheta (argument już nieaktualny) i broniła Michnika słowami „daj mu spokój, stary i chory człowiek”. Skąd wziąć takich ludzi?
Jan Paweł II był jaki był, ale miana prawdziwie żelaznego autorytetu nie sposób mu odmówić. Jedynie ostatnie intelektualne prostytutki, jak autorzy akcji „tiszert dla wolności”, mogli słabiutko próbować. Prosty główny przekaz, zainteresowanie mediów, fantastyczny wizerunek medialny i masa egzegetów – tak, tzw. Nasz Papież spełniał wszystkie warunki, by być kamykiem, który poruszy lawinę odwrotu do wiary.
I co? Wygląda na to, że raczej nic. A dlaczego? Bo cholerna, świecka i fanatycznie centrowa klasa średnia, Klasa „Prawda Leży Po Środku” Średnia, Klasa „Doceniam Go Jako Człowieka” Średnia, przyoblekła intelektualną nieprzemakalną pelerynkę swoich gazwybowych sloganów. Bo wiara – dzieci to wiedzą, uczyły się w szkole – wiara była kiedyś. Teraz jest społeczeństwo otwarte.

W tym kontekście mało wymagająca intelektualnie prognoza Fołtyna nabiera rumieńców. Wskazany jest tu dystans wobec autora, który będąc – zapewne od wczoraj – „ekpertem Rzeczpospolitej”, jest też autorem najbardziej wieszającego się i pełnego usterek spośród popularnych programów. Fołtyn jednak wyraźnie ma coś pod kopułką i widać, że sukcesu Gadu-Gadu nie znalazł na śmietniku ani w ojcowskim portfelu.
Sednem jego przekazu jest: Internet to, Internet tamto, a z roku na rok jeszcze bardziej. Już niedługo – pisze – telefon, dotąd fundamentalny środek komunikacji, będzie tylko jedną z równouprawnionych wersji tejże, a większość Klasy Średniej z poprzedniego akapitu, będzie miała mały i mądry telefon, nie za mały i mądry laptop oraz dostęp do wszystkiego za pół darmo. Z tych tez („jaka szkoda, że państwo tego nie widzą!”, jak mawiają komentatorzy sportowi) wyłania się wizja przyszłości nie zniewolonej nawet, ale pełnej sajensfikszynowych gadżetów i pełnej komunikacji. Jest to wizja w białym kolorze sedesowego porcelitu, tak dobrze znanym z kultowych iPodów, ale w wersji Fołtyna całkiem bezinwazyjna.

A teraz pytanie konkursowe: czy będąc wszechskomunikowanym człowiekiem przyszłości, potrafisz być jednocześnie tradycyjnym chrześcijaninem? Może warto spróbować?

1 komentarz:

Krzysztof Schechtel pisze...

Zacny tekst, zgadzam się szczególnie z jego pierwszą częścią. Sam obcuje wielokrotnie z ludźmi, którzy są intelektualistami spod znaku Polityki i GW. To naprawdę potworny stan umysłu, gdzie jedna strona wie co i jak a druga jest głupia i zacofana. Gdzie wszystko co w Europie Zachodniej jest praktykowane powinno być również u nas. Oni dopiero robią swoisty test - przykładamy jedną folię - to jest tam, przykładamy drugą - co jest tu, wszystkie ewentualne różnice przynoszą nam wstyd. O tolerancji dla wszystkiego to ja już nawet nie piszę, bo każdy wie jak jest. I rzeczywiście, zgadzam się z Przemkiem - oni są większym zagrożeniem niż skrajni lewacy. Z racji liczebności i z racji chociażby tego, że z socjalizmu częstokroć się wyrasta.

Co do pytania o chrześcijaństwo i nowoczesność to nie widzę tutaj sprzeczności, chociaż niewątpliwie wszelkie przeszkadzacze odsuwają kontemplację i modlitwę na plan dalszy.