niedziela, 28 stycznia 2007

Bajka o tym jak Zły Zbój Adaś dobrych ludzi HIV-em zarażał.

Na początku pewne zastrzeżenie. Tekst ten nie ma być jakąkolwiek próbą obrony Ojca Redaktora, Adama Michnika przed czymkolwiek, od sprawiedliwości dziejowej po ulewne deszcze. O Zbóju Adasiu mam opinię skrajnie negatywną, uważam go - krótko - za świnię, jedną z gorszych. Tekst ten ma być natomiast pewnym apelem o opamiętanie. Zbój Adaś stał się bowiem zbyt wygodnym chłopcem do bicia.

Ciężko podawać w wątpliwość twierdzenie, że dekomunizacja została w Niemczech przeprowadzona wzorowo. W samej rzeczy o wiele lepiej i sprawniej niż denazyfikacja. Instytut Gaucka wykazał się cierpliwością, bezstronnością, wysokim profesjonalizmem. Odtworzył ogromną ilość zniszczonych dokumentów, dał Niemcom dostęp do prawdy. Ciężko też polemizować ze stwierdzeniem, że Niemcy to jedyny kraj, któremu udało się to przeprowadzić. Bardzo istotnym czynnikiem jest tu fakt, że było to właściwie jedno państwo rozprawiające się z przeszłością drugiego - Republika Federalna Niemiec sypiąca ziemię na trumnę NRD. Nie tyle było to grzebanie w ranach własnych, co cudzych. Grzebanie we własnych boli.

Premier Mazowiecki nie wypowiedział wprawdzie słów o grubej kresce, ale jemu właśnie te słowa zostały przypisane i nigdy przeciw nim nie protestował - stał się więc uosobieniem tej idei. Sam ją wówczas popierałem. Trochę mi za to dzisiaj wstyd, ale przy potępianiu wszystkich, którzy chcieli zostawić tę przeszłość za sobą należy brać pod uwagę kontekst historyczny. Łatwo dziś rzucać kamieniami w Mazowieckiego, ówczesną Solidarność, uczestników obrad przy Okrągłym Stole. No bo zdrajcy, pozwolili ubekom wymknąć się sprawiedliwości, nie osądzili ich. Widzicie... nie mogli ich osądzić. Bo byli opozycją. A za rządem stała milicja, armia i tak naprawdę nie istniała żadna przeszkoda dla powtórki roku '81. Za wschodnią granicą był Wielki Czerwony Brat, w Polsce masa jego baz wojskowych prężnych i gotowych do walki z kontrrewolucją, zaś apologeci i wielbiciele Gorbaczowa zapominają, że to ten sam facet który siłą próbował zdusić dążenia niepodległościowe Ukrainy i Litwy, że nigdy żadnego upadku soc-bloku nie chciał, że doszło do tego wyłącznie z powodu straszliwej nieudolności Gorbiego. Z Okrągłego Stołu mogło wyniknąć porozumienie, mógł też wyniknąć rząd suk wiozących opozycję prosto do więzień. Mało kto też pamięta dzisiaj ten niemal magiczny klimat wpatrywania się w obrady, kiedy pierwszy raz do ludzi, do narodu dotarło, że oto coś może się autentycznie zmienić. Zmienić nie na skalę większej ilości kartek, albo odrobinę mniejszego ciśnięcia przez cenzurę kabaretów i pism, ale na skalę całkowitej zmiany ustroju, wydostania się spod sowieckiej okupacji. I opozycja, i naród mogły na wiele się zgodzić, żeby Wielkiego Czerwonego Brata pożegnać. Do tego nikt, ale to absolutnie nikt nie chciał modelu rumuńskiego, z ubekami otwierającymi ogień z pistoletów maszynowych do ludzi w kolejkach, z walkami na ulicach, z niezdecydowanym wojskiem jeżdżącym czołgami to tu, to tam. Względnie z interwencją bratniego państwa socjalistycznego - bo kto wiedział, czy Ruscy nie urządziliby nam drugiej Pragi? Trzeba, koniecznie trzeba pamiętać o tym kontekście kiedy myśli się i mówi o Okrągłym Stole. Nawet jeśli opozycja poszła wtedy na zbyt daleko idące ustępstwa, należy pamiętać, że porozumienie w wyniku którego będący u władzy Kwaśniewscy i Millerowie poszliby do slumsów a ubecy prosto do więzienia nie było możliwe.

Jest taki szczególny rodzaj miłośników historii, który ma niemal wszystkich dowódców i polityków za idiotów. No bo jak można podejmować takie lub inne decyzje, skoro skutki były tak opłakane? I to jest ogromne nieporozumienie. W wyniku właściwej decyzji może dojść do katastrofy. To nie czyni decyzji niewłaściwą. W wyniku decyzji całkowicie nieprawidłowej może dojść do bardzo pozytywnych skutków. To nie czyni owej decyzji prawidłową. Człowiek podejmujący decyzję teraz, w tej chwili, nie wie jakie będą jej skutki. Rząd Mazowieckiego miał do wyboru wziąć się za gospodarkę (inflacja bliska 1000% w skali roku, przy której życie gospodarcze kraju jako takie po prostu nie istnieje) i postarać się korzystając z unikalnej historycznie pozycji jak najszybciej ustabilizować kraj i uczynić przemiany nieodwracalnymi, albo wejść na kurs rozliczeń, sądów, całkowicie nastawić się na przeszłość, nie na teraźniejszość. Na dwie olbrzymie prace - rozliczenie z historią i jednocześnie odbudowę kraju nie było stać ani narodu, ani rządu. Osobiście uważam, że skupienie się wówczas na historii zaprowadziłoby nas tam, gdzie zaszła Rumunia czy Bułgaria. Niemniej z braku owego rozliczenia wynikło ogromne zło. Uwłaszczenie się ubeków i czerwonych na majątku państwowym, ich całkowity na pewien czas monopol w mediach, skrajna bezczelność z którą komuniści mogli sobie za pieniądze KGB stworzyć partię która w przyszłości miała dojść do władzy. Widzicie... po rządzie Mazowieckiego sytuacja była już w miarę stabilna, można było wziąć się do przynajmniej częściowego rozrachunku z historią. Dlaczego do tego nie doszło? Dzisiejsza prawica ma na to jedną odpowiedź - "Michnik".

To jest bełkot. Kłamstwo. W wyborach parlamentarnych w 1991 roku partie antykomunistyczne zdobyły ponad 40% głosów i całkowitą przewagę w parlamencie. Jedyne co mogło wówczas powstrzymać opozycję antykomunistyczną przed stworzeniem czegoś podobnego do Instytutu Gaucka była wzajemna nienawiść. Unia Demokratyczna nie była przeciwko dekomunizacji jako idei, jedynie przeciw dzikiej lustracji, nieujętej w karby prawa i służącej jako narzędzie walki politycznej (czyli dokładnie przeciw temu, co zrobił później Macierewicz). Prezydentem był człowiek, który doszedł do władzy na hasłach dekomunizacyjnych. Szefem jego gabinetu był Kaczyński, sojusznik Wałęsy z czasów jego walki z resztą opozycji. Michnik był redaktorem naczelnym gazety, która w żaden sposób nie była jedyną w Polsce. Nie miał możliwości przeszkodzenia rządowi solidarnościowemu w dekomunizacji. Dlaczego do niej nie doszło? Z powodu największego wroga polskiej "prawicy". A mianowicie... polskiej "prawicy". Terry Pratchett napisał kiedyś ładnie o Szkotach (cytat z pamięci) - "w malowniczych górach Szkocji dzielni szkoccy górale walczą ze swoimi śmiertelnymi wrogami - Szkotami". Podmienić nazwy i mamy polski ruch antykomunistyczny. Nienawidzili się tam wszyscy. Każda partia kłóciła się z inną. Nieudolność była najwyższą cnotą, dziwem nad dziwy było kiedy udało się zrobić cokolwiek. Masa ludzi z dawnej Solidarności, kiedy tylko poczuła waaaadzę, zapomniała w ogóle o jakiejkolwiek idei, o Polsce, o reszcie tego całego bagażu ideologicznego i wzięła się za nabijanie sobie kieszeni i polowanie na stołki. No - kto jeszcze pamięta to uczucie obrzydzenia z jakim patrzyło się na pierwszy prawdziwie demokratyczny parlament?

Michnik nie odpowiada za wybuch Wezuwiusza. Michnik nie odpowiada za II Wojnę Światową. Nie odpowiada też za Auschwitz, za Ptasią Grypę i za nieudolność pierwszego demokratycznego sejmu, za nieudolność Kaczyńskich, Olszewskich, Wałęsów, za głupotę Macierewiczów. Tym bardziej nie jest odpowiedzialny za to, że rząd Olszewskiego wypowiedział wojnę wszystkiemu i wszystkim (PiS odziedziczył tego ducha) i za pierwszy i główny cel postawił zrażenie do siebie partii liberalnych poprzez uparte wpychanie Polsce socjalizmu, a zraziwszy już do siebie wszystko i wszystkich i zrobiwszy z siebie pośmiewisko przy swojej skrajnie nieudolnej próbie wzięcia się za dekomunizację - upadł. SLD i PSL nie doszły do władzy z powodu spisku Michnika i Żydów, ale dlatego, że naród rzygał już postsolidarnościowcami i miał o nich opinię niewiele wyższą, niż o zawartości przeciętnej studzienki ściekowej. Zły Zbój Adaś nie jest wszechpotężnym demiurgiem. Jest świnią - oczywiście. Człowiek z zadatkami na prawdziwą wielkość, który autentycznie zasłużył się dla Polski (zabawne jest słuchanie podważającego te zasługi Giertycha, którego wystawiany w wyborach prezydenckich przez LPR tatuś był w 81 pomagierem Jaruzelskiego), który następnie ześwinił się i stoczył tak, że człowiek mógł tylko przecierać oczy ze zdumienia i zastanawiać się jak coś takiego, jak taki potworny upadek moralny aż do poziomu taplania się w basenie z Urbanem jest w ogóle możliwy. Ale Michnik był rednaczem gazety o zasięgu około 2 milionów, znacznie mniejszym niż od dawna popierające dekomunizację Radio Maryja. Nie mógł uchwalać ustaw, nie mógł skłócić ze sobą partii opozycyjnych. Nie musiał zresztą.

Dziś Zły Zbój Adaś jest bardzo wygodnym chłopcem do bicia. Człowiek, Polak zwłaszcza, ma tę tendencję do zrzucania swoich win i głupot na innych. To nigdy nie ja, to zawsze ci źli Oni. I rząd Olszewskiego staje się czysty jak łza, wojny prowadzone przez Wałęsę i Kaczyńskiego z resztą świata znikają w pomroce niepamięci, kłótnie, afery, dziecinne fochy i obrażanie się, bezmiar podłości, nieuczciwości i w końcu rażącej, potwornej niekompetencji którymi wykazały się formacje postsolidarnościowe znika gdzieś w różowej mgle wspomnień spod znaku "tego nie było" zaś wszystkie swoje winy i wszystkie rezultaty swojej głupoty i nieudolności składa prawica u stóp Michnika. Gdyby Michnik mógł sam jeden zastopować jakąkolwiek lustrację w Polsce, bez wątpienia by to zrobił. I wówczas byłby winny. Ale nie mógł. Nie zrobił tego. Cała, absolutnie cała wina leży po stronie naszej "prawicy". Zrzucanie swoich win na człowieka, który zapewne chętnie przyjąłby je jako zasługi jest zapewne odruchem bardzo naturalnym, ale też niezwykle tchórzliwym.

Czy przesadzam z teorią chłopca do bicia? Symptomatyczny tekst, proponuję przeczytać uważnie:
http://lukaszwarzecha.salon24.pl/3523,index.html

Czy teraz to widać? Autor ma informacje o tym że jedna (jedna!) Monika O. poszła z facetem do łóżka, bo nie chciała wyjść na rasistkę (nie wnikam, skąd te informacje pochodzą, założę, że autor ich sobie nie wymyślił). I stąd bierze się to: "Byłaby to wszystko czysta farsa i memento dla wyznawców politycznej poprawności, gdyby nie kilka, a może i kilkanaście (a kto wie, czy nie kilkadziesiąt) dziewczyn, tak otumanionych politycznie poprawnymi bredniami, że dziś nie wiedzą, ile życia im zostało". Na podstawie tej jednej Moniki O, autor czyni ofiarami politycznej poprawności wszystkie, wszystkie ofiary roznosiciela HIV. Każdą jedną. Widzicie - to nie te dziewczyny złapały HIV jak kretynki idąc do łóżka bez żadnego zabezpieczenia (przy okazji - te same lewackie siły, na które pomstuje autor propagują używanie zawsze zabezpieczeń). To nie ten czarny jest winny, zarażając je mimo pełnej wiedzy o swojej chorobie. Winny jest Michnik. "Pięknie opisała tę sprawę „Gazeta Wyborcza", mająca akurat największe zasługi w propagowaniu wszystkich tych postaw, na których roznosiciel HIV żerował". Michnik zaraził je HIV. Wszystkie. Nie ma możliwości, że te durne baby należały po prostu do warszawskiego tłumu, który ma joba na punkcie czarnych (naturalny biologiczny mechanizm włączania odmiennych genów do lokalnej puli). Poczytajcie trochę blogów takich dziewczyn, nietrudno się po nich zorientować, że jedna z drugą słowa "polityka" nawet napisać nie potrafi i chodzi im wyłącznie o czarny kawał mięcha. Ale to jest niemożliwe. Takich osób nie ma. Są tylko nieszczęsne ofiary dokonanego przez Michnika prania mózgu, które nie miały żadnego wyboru, żadnej wolnej woli, z których autor zdejmuje wszelką odpowiedzialność za konsekwencje swoich poczynań. I z nich, i ze sprawcy. Winny jest Michnik. Wszystkiemu. Po tym tekście ciężko nawet wymyślić tak absurdalne, pozbawione nawet kobiecej logiki oskarżenie, którego nasi, roznamiętnieni chorobą swojego Arcyzłoczyńcy publicyści, nie zdołali na niego rzucić. Trochę to obrzydliwe, trochę to żałosne. Na pewno niezwykle tchórzliwe.

Minęło półtora roku od chwili dojścia Kaczyńskich do władzy. Niczego na kształt Instytutu Gaucka w Polsce nie ma. Lustracja jest rozgrzebana, wiecznie w pracach, wiecznie w uchwałach, wiecznie w negocjacjach. Teczki znowu używane są jako broń. Dostęp do nich mają rządzący i nikt nie widzi nic dziwnego w premierze siedzącym na swojej teczce przez pół roku i grzebiącym w niej do woli, robiąc z nią co zechce bez niczyjej kontroli i dozoru. Teczki trafiają do dziwnych rąk, na podstawie dziwnych procedur lub ich braku. Jeśli za ważny historycznie i etycznie cel uznać przeprowadzenie sprawnej lustracji na zasadzie dostępu do informacji przez wszystkich obywateli III RP, z dobrze finansowanym i sprawnym IPN, to tego celu nikt nawet nie spróbował osiągnąć. Schorowany Michnik jako siła polityczna już nie istnieje, Gazeta Wyborcza jest ciężko ranna. Na kogo teraz zwali się winę? Przecież na pewno winnych nie należy szukać w lustrze, to nigdy my, to zawsze jacyś Oni.

W sumie głupie pytanie. I Radio Maryja i LPR świetnie wiedzą kto jest winny. Wszystkiemu. Zawsze. Na pewno nie Polacy, prawda?



7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Jeden z najpiękniejszych felietonów jaki czytałam. Brakuje w nim stronniczości, ślepego pójścia z tym co "warto" mówić i powinno się uważać. Jest w nim natomiast mnóstwo trafnych spostrzeżeń, logicznych sformuować, faktów na które należałoby zwrócić szczególną uwagę przywołując historię.
Wszystko napisane pięknym, bogatym językiem, dosadnie i przejrzyście.
Reprezentuje Pan ludzi, których warto czytać, a niestety pozostało ich już niewielu.
Jestem pełna podziwu.

A kto jest winny? Oczywiście, Żydzi i Masoni, mimo, że 90% osób, która tak twierdzi nie wie kim są ci drudzy.

Anonimowy pisze...

Piekne zakonczenie Ziomek :) Piekne...

Anonimowy pisze...

m a myslisz ze wiedza kim sa ci pierwsi? Niestety nie jestem tego taki pewien ;)Ze slowa "Zyd" zrobilo sie juz takie piekne haselko. Niewiadomo do konca o kogo chodzi, ale napewno miesza i maci, rozkrada majatek narodowy i walczy ze swiatowym pokojem...

Anonimowy pisze...

http://www.maxior.pl/?p=index&id=45749&8

Wypowiedź ludzi na temat niedopuszczenia Wielgusa do funkcji Metropolity. Smutne, choć znalezione w kategorii "Śmieszne filmy"

Krzysztof Schechtel pisze...

Oczywiście nie mogę zgodzić się z takim postawieniem sprawy. Jasnym jest, że zrzucanie winy za świństwa jednego politpoprawnego Kameruńczyka na GW, jest zupełnie nieuprawnione. Pewnie, że obarczanie winą GW za wszystko co się w tym kraju dzieje jest nieuprawnione. Problem w tym, że najłatwiej jest, szczególnie na potrzeby felietonu, polemizować z opiniami skrajnymi. Co niestety zrobił Piotr w tymże tekście. Sam rozumiem, że tak się felietony pisze najwygodniej, bo felieton bez wyrazistej tezy to dupa nie felieton. Niemniej jednak spróbujmy rozmawiać o faktycznych problemach, za którymi stoi, m.in. GW. Trzy sprawy. Pierwsza - znana teza o tym, że prawica nie mogła dobrać się do tyłka PZPRowi w 89 roku, bo mieli czołgi i władzę jest prawdziwa. Niestety zapomina się, zresztą absolutnie celowo, o tym że w 1991 lub 1992r. nikt już tych czołgów by nie użył. Próba wmawiania, że było inaczej jest zakłamywaniem historii. Okrągły Stół - cała sprawa pomyślana była dobrze i naprawdę chwała tym ludziom za to, że nie mieliśmy krwawej rewolucji. Tyle tylko, że dwa lata po nim można było wszystko zmienić. Po prostu się nie opłacało. Komuna nie miała już siły zbrojnej, ale komuna miała pieniądze i wpływy. Lepiej było się z nimi dogadywać i robić interesy niż ich uwalić. Oczywiście nie sama GW była temu winna, cały proces był na rękę 90% nomenklatury, tak nowej jak i starej. Wy nam dajecie możliwości a my Wam święty spokój. I tak pozostało przez, mniej więcej 15 lat. Teraz się to jakoś tam zmienia, ale po pierwsze nieudolnie, a po drugie stanowczo za późno. Druga teza Nurglitcha, z którą zgodzić się żadną miarą nie mogę to ta, jakoby nie można było rozliczać winnych i budować Państwa równocześnie. Niby dlaczego? Niezależny instytut, proste zasady działania, dostęp dla wszystkich i trzymać polityków z dala. Więcej nie trzeba było. Podawanie przykładu Rumunii jest tu o tyle nieuprawnione, że tam za zamachem stały służby specjalne, którym to zamieszanie było na rękę. O ile wiem, Rumunia jest pod tym względem do dziś skrajnie patologicznym przykładem. Udział służb w życiu publicznym jest tam niespotykany. Lustracja nie ma nic do tego.
Trzecia kwestia, o której warto napisać. Kłamstwem jest, że GW zablokowała lustrację jako demoniczna organizacja z demiurgiem Michnikiem na czele. Problem jest niestety taki, że to nie dowodzi tezy, iż nie zrobiła w tym względzie bardzo dużo złego. Tak jak „nie x" nie oznacza "y" lecz jedynie to, że coś nie jest iksem. Cała teoria, która pojawiła się w Twoim, Piotrze tekście, o tym, że GW wpływu mieć nie mogła, jest prawdziwa w systemie niedemokratycznym. Tymczasem w demokracji, jak wszyscy wiemy, politycy musza liczyć się ze zdaniem wyborców. Skąd wyborcy dowiadują się o działaniach polityków? Z mediów. Kto recenzuje działania polityków? Media. Która gazeta była najbardziej opiniotwórcza
w latach 90tych? GW. Co z tego, że nie jedyna? W weekendy czytało ją dwa miliony osób. Polemizujące z nią Życie Wołka 100 tys. Dodatkowo Wyborcza miała taki system działania: „nie ma innej racji”. Czytelnicy owego pisma, znali rację jednej strony oraz bezczelnie zniekształcony obraz racji strony przeciwnej. Najmocniej widać to było w temacie lustracji. Polityk wprowadzający lustrację musiał liczyć się z tym, ze dostanie na odlew od najmocniejszej gazety tego kraju, która oprócz własnego czytelnictwa ma jeszcze przybudówki takie jak Polityka. Dodatkowo jest najczęściej cytowanym medium. Do czego to doprowadza? Ano do tego, że politycy najnormalniej w świecie bali się przeprowadzać lustracji, a przynajmniej Ci, którzy jej chcieli. Oczywiście inna sprawa, że bardzo wielu jej nie chciało. Reasumując Gazeta nie odpowiada za brak lustracji personalnie, ale pośrednio
w dużej mierze tak.

Jako post scriptum dodam, że nie dalej jak pół roku temu zwolniono dziennikarza GW za to, że na WEWNĘTRZNYM zebraniu skrytykował podejście zespołu redakcyjnego do lustracji. Moja obecna szefowa też szybko dała sobie spokój z dziennikarstwem w GW i zajęła się w niej marketingiem, widząc jakie są naciski w pewnych kwestiach. Pod rozwagę.

Anonimowy pisze...

Że tak polecę Kabaretem Moralnego Niepokoju,powinieneś Piotrze pisać jak Orzeszkowa - więcej i grubiej. Tyczy się to wszystkiego, co do tej pory tu napisałeś.
Trafiłem na tą www przypadkiem i chylę czoła przed stylem. Nie w każdej kwestii się z Tobą zgodzę, ale kufa jeżeli "po przeciwnej stronie" mogę przeczytać coś takiego, to chce się MYŚLEĆ. Pozdrawiam
Maciek Sadyś

halibutt pisze...

Ditto, idem czy jak tam sobie chcesz. Nic dodać, nic ująć.