środa, 3 stycznia 2007

No to kogo i kiedy?

Tekst ten jest polemiką wobec opublikowanego przez Krzysztof Schechtela tekstu "Kto kogo i za co zaatakować powinien"


Pierwszym instynktem człowieka o poglądach - powiedzmy - prawicowych kiedy słyszy, że temu to a tamtemu należy zakazać posiadania broni jest ostry sprzeciw. Prawo do samoobrony jest czymś oczywistym na elementarnym poziomie komórkowym, jest absolutnie wrodzonym instynktem, który zagłuszyć może tylko ktoś, komu od dobrobytu zupełnie się w odwłoku przewróciło. To samo oczywiście dotyczy państwa. Absurdem jest odmawianie państwu prawa do obrony, prawda? Ale nawet osobie o wspomnianych prawicowych poglądach przyjdzie z trudem powiedzenie, że panu X, wielokrotnemu mordercy, publicznie głoszącemu chęć wymordowania całej swojej dzielnicy należy dać od ręki pozwolenie na trzy ciężkie karabiny maszynowe, miotacz ognia, moździerz i czołg. I znowuż - państw tyczy się to tak samo.

Broń konwencjonalna umożliwia prowadzenie wojny - długoletnie, czasem z milionami ofiar, wycieńczające państwa. Broń nuklearna natomiast umożliwia natychmiastową anihilację drugiego państwa. Uderz w pięć najważniejszych miast, nawet takiego giganta jak USA, a gospodarka upadnie. Rzucisz to państwo na kolana. I to pomijając miliony ofiar, opad, skażenie niesione wiatrem na tereny państw ościennych. Więc o ile nikomu do głowy by nie przyszło zakazywanie Iranowi posiadania czołgów, to już z bronią atomową jest insza inszość. Kto w Iranie sprawowałby kontrolę nad ową bronią? Grupa bardzo starych fanatyków religijnych, wyznających religię masowego mordu, śmierci, okrucieństwa. Kto może z sensowną pewnością powiedzieć, że Iran nie zdecydowałby się na użycie tej broni ot tak, bo akurat wierzyłby, że Izrael w danej chwili nie jest zdolny do odpowiedzi? Jasne - prawdopodobnie by się nie zdecydował, ale margines niepewności jest tu na tyle duży, że ciarki przechodzą na myśl o tych głowicach dostających się w ręce ajatollahów. Dajmy na to, że człowiek ma złe doświadczenia z sąsiadem, który regularnie awanturuje mu się pod drzwiami, pluje na niego na ulicy i wyje, że zabije jego i całą jego rodzinę - i ów człowiek widzi sąsiada w sklepie z piłami mechanicznymi, spoglądającego pożądliwie na jeden z egzemplarzy, a pod pachą trzymającego gumowy fartuch. Jasne, to pewnie wszystko na postrach. A jeśli nie?

Pytanie na kogo i dlaczego należy uderzyć jest bardzo śliskie, bo obiektywne kryteria są oczywiście nie do zdefiniowania. W ogromnym skrócie - można uderzyć na bydlaków, należy zostawić w spokoju ludzi przyzwoitych. Oczywiście według francuskich pacyfistów znaczy to, że należy zniszczyć USA a wynieść na ołtarze Mugabe, Saddama i kogo tam jeszcze. Według Amerykanów będzie to oznaczać coś odwrotnego. A to prowadzi prosto w debatę o relatywnej moralności. Bezcelową, bezsensowną. Moje założenie jest takie, że Iran, podobnie jak większość państw arabskich jest zbrodniczym monstrum, uprawiającym rządowy terror, parającym się sponsorowaniem morderców operujących w innych krajach. To dla mnie wystarczające usprawiedliwienie moralne dla wojny. Wojny z Iranem, wojny z Arabią Saudyjską, wojny z Zimbabwe, z Somalią, z Rosją, z większością świata tak naprawdę. Większość tej planety jest pod rządami bydlaków i zbrodniarzy. Ale nie da się prowadzić wojny z większością planety, zresztą wojna musi mieć nie tylko usprawiedliwienie, ale też jasno określony cel. Nie istnieje taki cel w przypadku, dajmy na to, Zimbabwe. W przypadku Iranu - owszem. Co więcej, wojna musi być opłacalna. Nikt o zdrowych zmysłach nie zacznie wojny prewencyjnej z państwem dysponującym bronią nuklearną, bo wtedy zamienia możliwość ciosu atomowego na pewność tego ciosu - a więc wojna sama w sobie traci sens i cel i staje się środkiem prowadzącym z możliwej katastrofy w katastrofę pewną. Dlatego nikt nie ruszy Korei Północnej. Nikt nie chce zobaczyć jak zakładnik Kima, czyli Japonia, znika z mapy.

Casus belli w przypadku Iranu jest bardzo prosty. To mordercze, akresywne kanalie i - co ważne - nie mają jeszcze broni atomowej. Kiedy będą ją mieli, będzie za późno. Ale jeszcze nie mają.

Co do Izraela i czemu by go nie zaatakować? Bo nie ma powodu. Izrael daje całkowitą, absolutną pewność, tak samo jak USA, Francja, czy Wielka Brytania, że broni nuklearnej nie użyje jako pierwszy, na podstawie zachcianki, czy komunikatu od Proroka, przekazanego obłąkanemu starcowi przez jego osła. Izrael oczywiście ma historię terroru - i w sumie mało kto nie ma. Ale w obecnej chwili Izrael to nowoczesna demokracja w typie zachodnim, zaś niemal wszystkie jego wartości są tymi samymi, które wyznajemy my. Izrael to nasz człowiek na Bliskim Wschodzie. Każda z wojen, w których Izrael brał udział była wojną obronną - każda jedna. W obecnej chwili Żydzi dysponują tak miażdżącą przewagą militarną nad każdym ze swoich sąsiadów, że nie ma stolicy, do której nie mogliby zajechać Merkavami w tydzień. Ale w odróżnieniu od owych sąsiadów z owej przewagi nie korzystają. Czy ktokolwiek jest w stanie pomyśleć, że gdyby Syria miała taką przewagę nad Izraelem nie zaczęłaby już, teraz, natychmiast, nowej wojny? Arabowie w Izraelu mają prawo głosu. Palestyńczycy służą w armii. To są rzeczy, o których się nie wspomina w prasie, bo tekst z którym polemizuję drastycznie myli się w ocenie mediów.

Media mogły być filosemickie dwadzieścia-trzydzieści lat temu. To już zaprzeszła przeszłość. Media są generalnie lewicowe, a lewica nie ma absolutnie żadnych wątpliwości, że Żydzi to potwory z piekła rodem, zaś Palestyńczycy są przynajmniej błogosławieni, a najpewniej święci. Wsparcie Palestyny stało się wygodnym pretekstem dla powrotu starego, dobrego antysemityzmu. Izraelski buldożer stał się symbolem Szatana, uchodzi już nawet zarzucenie felietoniście lub redaktorowi żydowstwa jako sposób dyskredytacji jego tekstu (autentyk z angielskiego Timesa). Izrael dostaje w prasie tak regularne i mocne kopy, że naprawdę nie wiem gdzie i jak ktoś się może dopatrzeć owego filosemityzmu. Pojedynczy tekst o nieszczęsnym, biednym, prześladowanym przez złych Żydów zdrajcy, który wyjawił izraelskie tajemnice wojskowe (za co ci podstępni Żydzi go nie zabili - na złość prasie) potrafił zająć w angielskiej prasie więcej miejsca, niż wszystkie teksty o Darfurze, Zimbabwe, czy Syrii wzięte razem.

Wszystko to oczywiście akademicka teoria, bo jedyne państwo naprawdę zdolne do powstrzymania Iranu, czyli USA, zdolne jest do tego wyłącznie militarnie. Ekonomicznie i politycznie Stany Zjednoczone raczej nie będą zdolne do żadnego większego wysiłku zbrojnego przez następne 10 lat. Być może więcej. Dla Izraela sytuacja jest też teraz zupełnie inna niż w czasie afery z Irakiem, któremu Francuzi sprzedali technologię broni atomowej w celu zamienienia Jerozolimy w szklane jezioro - tam było dokładnie wiadomo gdzie i jak uderzyć, dało się całą rzecz rozwiązać jednym ciosem. Obecnie technologia ukrywania badań jest bardziej zaawansowana (i tańsza), niż technologia niszczenia z powietrza, jednym czy dwoma nalotami można trochę Iran cofnąć, ale nie zatrzymać. Trzeba się pogodzić z tym, że obłąkani ajatollahowie dostaną swój Miecz Allaha. Co z nim zrobią - Bóg jeden raczy wiedzieć. Nie ma co biegać w kółko i krzyczeć, że niebo się wali, ale przewracanie się na drugi bok i drapanie po tyłku z pełnym zaufaniem, że świat z arabskimi głowicami nuklearnymi jest tak bezpieczny jak bez nich też nie jest w żaden sposób uprawnione.



8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Ciekawe za ile lat media znów staną się filosemickie?

Anonimowy pisze...

Iran nie jest państwem arabskim.

Krzysztof Schechtel pisze...

Problem polega na tym, że zakładasz, iż Izrael czy Iran mogą zaatakować kogokolwiek poza sobą nawzajem. Zakładasz, że broń atomowa jest globalna bez względu na nośnik - deus ex machinowo. A to jest bzdura. Irak był w stanie zaatakować swoimi nieistniejącymi bombami wyłącznie rejon Bliskiego Wschodu, podobnie ma obecny Iran. Innymi słowy Iran może zaatakować Izrael i nikogo poza tym i vice versa. Nie mają rakiet zdolnych do ataku na, dajmy na to, Norwegię. Więc nie udajmy, że jest to walka Iran vs reszta świata, bo nie jest. To raz.

Dwa filosemityzm nie odnosił się w moim tekście do całej Europy, lecz do Polski. Doskonale zdaję sobie sprawę, że we Francji jest dokładnie na odwrót. To dwa.

Anonimowy pisze...

"Iran nie jest państwem arabskim"
Głównie zamieszkiwany jest przez Persów.
Ale czy to coś zmienia?

Tak się teraz mówi na państwa islamskie.

Tak samo jak się nie powie "antysemita" na kogoś kto nie lubi Irakijczyków, mimo, że to są plemiona semickie.

Piotr Smolański pisze...

Każdy, dysponujący głowicą nuklearną możliwą do osadzenia na pocisku balistycznym może zaatakować dowolne państwo świata. Myślisz, że każde pudło w każdym kontenerze na każdym statku wpływającym do europejskich i amerykańskich portów jest sprawdzane? To, że głowica będzie dostarczona do celu w miesiąc w nie w 40 minut nie jest tak naprawdę bardzo istotne. Dalej - atak nuklearny na Izrael (a ja jakoś zniszczenia jedynego przyzwoitego państwa na Bliskim Wschodzie nie rozpatruję w kategoriach "tylko") pociąga za sobą natychmiastowe kontruderzenie - Izrael bowiem posiada rakietowe okręty podwodne, których Iran pierwszym ciosem nie dopadnie. Cały ten region pokryłby się plamami szkła. Tylko? Dalej - co przeszkodzi ajatollahom, kiedy już dostaną swoje głowice, w eksporcie technologii? Pakistan sprzedawał ją każdemu, kto chciał kupić. Korea Północna, Iran, Irak dostały swoje zabawki właśnie od Pakistanu. Dlaczego Iran nie miałby sprzedać technologii, albo gotowej głowicy brodaczowi z kałachem? Każde kolejne niestabilne i fanatyczne państwo dostające w swoje ręce tę broń to nie tylko prawdopodobieństwo pierwszego ciosu, ale również rozprzestrzenienia na zasadzie - nomen, omen - reakcji łańcuchowej technologii broni nuklearnej na inne sukinsyńskie państwa. Wyobraź sobie świat za, dajmy na to, pięćdziesiąt lat z każdym Iranem, Syrią, Etiopią, Zimbabwe i kim tam jeszcze siedzącym na własnej głowicy. Jak bezpiecznie będzie?

"The only thing necessary for the triumph of evil is for good men to do nothing." - a odpowiednią ideologię do usprawiedliwienia owego nierobienia niczego zawsze da się znaleźć.

Anonimowy pisze...

Nie na temat, ale ja "przelotem" dzis tylko. Smakowity blog i kilka fanych linków z prawej strony - w tym jeden nieznany i nakolanakładący. Do zobaczenia wkrótce.

Piotr Smolański pisze...

A to nas zaszczyt kopnął :)

Krzysztof Schechtel pisze...

Twierdzisz, że Irańczycy po zbudowaniu, z trudem i przy wielkich nakładach finansowych, bomby atomowej, zapakują ją i wyślą w kartonach do Europy lub USA, żeby ich ludzie się tam wysadzili. W zamian za co zostaną zaatakowani kilkudziesięcioma bombami przez każdy z tychże krajów. Gdzie tu logika? Oboje wiemy, że taki kraj zatrzymałby dla siebie każdy pocisk (zakładając, że w ogóle go wyprodukuje), aby móc bronić się przez Izraelem, czy może raczej kontratakować. Szczególnie, że Izrael planuje atak „małymi ładunkami atomowymi” w ich kraj.
Druga sprawa – skąd to przekonanie o krwiożerczości Iranu?Kiedy ostatni raz Iran zrobił coś złego? Kiedy ostatni raz słyszałeś o zagrożeniu z jego strony? Iran to fanatyczny, islamski kraj, nienawidzący państwa Izrael, ale to nie stąd pochodzą zamachowcy samobójcy.. Amerykanie patrzą na Bliski Wschód oczami Tel-Avivu. Ktoś zagraża Izraelowi=zagrożenie dla świata. Bzdura. To samo było z Irakiem. I co? Gdzie te połączenia z Al-Kaidą? Gdzie te pociski? Nie ma ich, ale Izrael ma jeden problem z głowy. I tak jest ze wszystkim.
Trzecia kwestia, powiązana z poprzednią – skąd zazwyczaj pochodzą zamachowcy? Z Arabii Saudyjskiej. Czy ten kraj jest na osi zła? Nie, bo z Saudami robi się świetne biznesy. Czego to dowodzi? Tego, że o położeniu na owej osi decydują dwie rzeczy: stosunek do państwa Izrael i możliwość zarabiania na danym kraju miliardów dolarów.
I dalej – piszesz o tym, że Pakistan sprzedawał wszystkim technologie nuklearną. No to skoro już wszystkim sprzedał to co może więcej zrobić Iran? Zresztą kolejne pytanie – skąd Pakistan ma bombę atomową?
Izrael jako jedyne przyzwoite państwo regionu. Skąd ten osąd? Bo mają demokracje? Bo są popierani przez USA? Co jest w nim takiego przyzwoitego? Jedynego propokojowego polityka zastrzelili. Najczęściej atakują sąsiadów spośród wszystkich państw regionu. Traktują ogromną rzeszę swoich obywateli jak podludzi. Ich historia najnowsza to wejście do regionu, który sobie obrali i zajęcie go siłą. Sam na miejscu Palestyńczyków bym ich nienawidził. Istnienie owego przyzwoitego kraju to największy problem współczesnego świata.


"The only thing necessary for the triumph of evil is for good men to do nothing." - a odpowiednią ideologię do usprawiedliwienia owego nierobienia niczego zawsze da się znaleźć.

Jak również odpowiednią ideologię do uznania co jest złem, które triumfuje da się znaleźć.